Nazywała
się Katherina Wolf. Przyjechała do Polski z Wielkiej Brytanii. Miała
kruczoczarne włosy i ciemnozielone oczy. Posiadała bardzo długie szczupłe nogi,
które pokazywała, kiedy zakładała spódnice. Była wysoka, chuda i blada jak
większość gotek.
Wysiadając z samolotu spotykała nie miłe
spojrzenia ludzi. Nie akceptowali jej i to było widać. Nie zwracała na to
uwagi. Nie miała potrzeby i nie chciała dawać im takiej radości:
Goci
są niezrównoważeni psychicznie!
„To
by było dla nich chlebem powszednim. Wszyscy by mnie traktowali jeszcze gorzej
niż teraz.” Zawsze tak myślała, gdy znajdowała się w takich sytuacjach. To
jej pomagało się uspokoić.
Wsiadła do autobusu i pojechała do małej
wsi, gdzie czekali na nią rodzice. Mieli tam zostać do 30-stego sierpnia.
Wysiadła i zobaczyła, że musi iść pieszo 3
kilometry. Przewróciła teatralnie oczami.
Nie miała wyboru, więc zaczęła swą wędrówkę. Walizka ciągnęła
się za nią.
-
No, w końcu jesteś tutaj. – powiedział ojciec, gdy ją ujrzał.
-
Yes, I’m here. – odpowiedziała. Po
chwili rzuciła mu się na szyję. Mieli bardzo dobre stosunki ze sobą, ponieważ
był on kiedyś metalowcem. Rozumiał, ile obelg znosiła za to, kim jest.
-
Idę się rozpakować. – rzekła z silnym akcentem. Tata tylko pokiwał głową.
Weszła do swojego pokoju i zamarła. Tutaj
było pięknie! Ciemno-fioletowe ściany doskonale komponowały się z ciemnymi
meblami i panelami. Przebrała się, wypakowała i wyszła.
-
Idę do… - zapomniała jak to się wymawia, więc powiedziała po angielsku – to shop!
Szła ulicą w małym miasteczku, w którym
już była (tam przyjechał autobus). Jak
na razie nikogo nie spotkała. Nie przeszkadzało jej to. Weszła do sklepu z
ciuchami, ale nic w jej klimacie nie było. Przypomniała sobie, że niedługo będą urodziny jej matki.
Kupiła jej śliczną białą sukienkę.
Oczywiście ekspedientka spojrzała na nią
jak na UFO. Gdy podawała jej pieniądze, uważała żeby jej tylko nie dotknąć.
Kathrina jak najszybciej uciekła ze sklepu, bo czuła się tam nie na miejscu.
Lecz wychodząc nie zauważyła chłopaka,
który stał w drzwiach. Wpadła na niego, a książki, które trzymał, upadły na
chodnik.
-
Przepraszam! – powiedziała i pomogła mu zbierać rzeczy.
-
Nie jesteś stąd, prawda?
-
Nie, jestem z Anglii. – popatrzył na nią zaciekawiony.
-
Mam na imię Wiktor. – podał jej rękę, a
ona ją uścisnęła.
-
Katherina, ale mów mi Kate.
-
Oprowadzić cię?
-
Okej. – wtedy mu się dobrze przyjrzała. Blond włosy w nieładzie, ciemno-
niebieskie oczy wpatrzone w nią. Wstali. Był od niej wyższy. Pełne usta,
opowiadające jej o różnych miejscach.
Wiedziała, że zaraz będzie musiała się
zbierać do domu.
-
Dasz mi swój numer telefonu? – zapytała. Pokiwał twierdząco głową. Wyjął kartkę
i coś na niej napisał.
-
Dzięki… Muszę już lecieć do domu. Zadzwonię do ciebie.
-
Poczekaj! – zawołał za nią, bo ona już zaczęła iść. Odwróciła się i spojrzała na
niego pytająco. – Ile ty masz lat?
-
Dwadzieścia, a ty?
-
Tyle samo.
Na tym skończyła się ich rozmowa.
Pomyślała o tym, że zadzwoni do niego jutro rano.
Weszła do wioski i zobaczyła dwie starsze
panie z (chyba) mężami.
-
Dobry wieczór. – powiedziała Kathrina. Tamci się wzdrygnęli. Jedna z babć,
która stała bliżej Kate wrzasnęła:
-
Na stos z nią! To satanistka!
Gotka wiedziała, że musi uciekać. Zaczęła biec do domu. Ludzie gonili
ją, aż pod samą bramę. Zrozumiała, że może się pożegnać z akceptacją tutejszych
ludzi. Uprzedzano ją o tym, ale ona myślała, że się przyzwyczają… Myliła się i
to bardzo…
Średniowieczne poglądy są straszne, a nadal prosperują. Smutne, ale prawdziwe. Lecę czytać dalej! :3
OdpowiedzUsuń