Obudziła się zadowolona. Miała się
przecież spotkać z Wiktorem. A to było bardzo ważne, bo tylko z nim mogła
normalnie pogadać. W Anglii takich problemów nie miała. Wszyscy ją akceptowali,
a ludzie z jej klasy rozmawiali z nią normalnie. Ksiądz nigdy nie powiedział
o niej złego
słowa. Mama też była spokojniejsza. Nawet jej rodzina nie pomyślała, że ktoś
będzie chciał podpalić ich dom. Kate była normalna tylko inaczej się ubierała.
Pokazywała siebie. Wielka Brytania miała ludzi, którzy akceptowali siebie
nawzajem, a tutaj są nietolerancyjni.
Zeszła na dół i zjadła śniadanie
rozmyślając o spotkaniu z Wiktorem. Była godzina 11:30, więc trzeba było
wychodzić.
- Wychodzę!!! –
krzyknęła do rodziców.
-Katherina!
Poczekaj! – mama ją zawołała. Posłusznie poczekała. Jej matka zeszła i ją
przytuliła. Wyszeptała jednak kilka słów.
- Przepraszam cię
za wczoraj. Byłam okropna….
- Mum, spokojnie…
I love you.
- Też cię kocham,
ale idź już, bo się spóźnisz.
Kate pocałowała swoją mamę i pobiegła do
parku. Po jakiś dwóch minutach zobaczyła Wiktora, który szedł w jej stronę.
- Cześć! –
krzyknęła w jego stronę.
- Witaj! Rodzice
nie chcieli mnie wypuścić, ale wyszedłem pod pretekstem odebrania brata z
obozu.
- Masz brata? –
zapytała zdziwiona.
- Tak, ale nie
masz nic przeciwko?
- Jasne, że nie.
–spojrzała na zegarek. – To idziemy po niego czy nie?
- Już. Uprzedzam,
on ma dopiero siedem lat.
Poszli, rozkoszując się swoją obecnością. W
końcu doszli do przystanku gdzie miał zatrzymać się autobus. Rozmawiali o
różach, które właśnie traciły płatki.
- One były kiedyś
takie piękne jak ty. Teraz im zostało najwyżej po jednym płatku. – powiedział
Wiktor.
- Patrz, tylko
jednej został płatek. Reszcie już do końca opadły. – spojrzała na chodnik (był
po drugiej stronie ulicy), przy którym stanął autokar. – To jest autobus
twojego brata?
- Tak, zaraz go
zobaczysz.
Zauważyła po chwili dziecko, które było
bardzo podobne do Wiktora, więc uznała, że to jego brat. On też zobaczył Kate i
pobiegł
w ich stronę. Nie
rozejrzał się, a jechał tir.
- Stój, Krzysiek!
– krzyknął Wiktor. Gotka stojąca koło niego zdała sobie sprawę, że siedmiolatek
nie zdąży się wycofać. Rzuciła się w jego stronę i wypchnęła go spod kół. W tym
samym momencie spadł ten ostatni płatek
róży.
Muszę Was zmartwić, bo nie jest to ostatnia część tego opowiadania. Jest jeszcze, że tak powiem, epilog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz