poniedziałek, 21 lipca 2014

Dzień III

     Obudziła się zadowolona. Miała się przecież spotkać z Wiktorem. A to było bardzo ważne, bo tylko z nim mogła normalnie pogadać. W Anglii takich problemów nie miała. Wszyscy ją akceptowali, a ludzie z jej klasy rozmawiali z nią normalnie. Ksiądz nigdy nie powiedział
o niej złego słowa. Mama też była spokojniejsza. Nawet jej rodzina nie pomyślała, że ktoś będzie chciał podpalić ich dom. Kate była normalna tylko inaczej się ubierała. Pokazywała siebie. Wielka Brytania miała ludzi, którzy akceptowali siebie nawzajem, a tutaj są nietolerancyjni.
     Zeszła na dół i zjadła śniadanie rozmyślając o spotkaniu z Wiktorem. Była godzina 11:30, więc trzeba było wychodzić.
- Wychodzę!!! – krzyknęła do rodziców.
-Katherina! Poczekaj! – mama ją zawołała. Posłusznie poczekała. Jej matka zeszła i ją przytuliła. Wyszeptała jednak kilka słów.
- Przepraszam cię za wczoraj. Byłam okropna….
- Mum, spokojnie… I love you.
- Też cię kocham, ale idź już, bo się spóźnisz.
     Kate pocałowała swoją mamę i pobiegła do parku. Po jakiś dwóch minutach zobaczyła Wiktora, który szedł w jej stronę.
- Cześć! – krzyknęła w jego stronę.
- Witaj! Rodzice nie chcieli mnie wypuścić, ale wyszedłem pod pretekstem odebrania brata z obozu.
- Masz brata? – zapytała zdziwiona.
- Tak, ale nie masz nic przeciwko?
- Jasne, że nie. –spojrzała na zegarek. – To idziemy po niego czy nie?
- Już. Uprzedzam, on ma dopiero siedem lat.
    Poszli, rozkoszując się swoją obecnością. W końcu doszli do przystanku gdzie miał zatrzymać się autobus. Rozmawiali o różach, które właśnie traciły płatki.
- One były kiedyś takie piękne jak ty. Teraz im zostało najwyżej po jednym płatku. – powiedział Wiktor.
- Patrz, tylko jednej został płatek. Reszcie już do końca opadły. – spojrzała na chodnik (był po drugiej stronie ulicy), przy którym stanął autokar. – To jest autobus twojego brata?
- Tak, zaraz go zobaczysz.
     Zauważyła po chwili dziecko, które było bardzo podobne do Wiktora, więc uznała, że to jego brat. On też zobaczył Kate i pobiegł
w ich stronę. Nie rozejrzał się, a jechał tir.

- Stój, Krzysiek! – krzyknął Wiktor. Gotka stojąca koło niego zdała sobie sprawę, że siedmiolatek nie zdąży się wycofać. Rzuciła się w jego stronę i wypchnęła go spod kół. W tym samym momencie spadł  ten ostatni płatek róży.



Muszę Was zmartwić, bo nie jest to ostatnia część tego opowiadania. Jest jeszcze, że tak powiem, epilog. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz